Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Major.djvu/114

Ta strona została uwierzytelniona.

stwo dopatrzył; ale z żołnierza dobyć nic nie mógł. Ukrył w sobie podejrzenia i zmartwienia, dał mu talara na wódkę, od niechcenia niby wyspowiadał się przed nim że się żeni na pewno z panną Petronellą i dlatego tylko szuka panny Jadwigi, aby ślady swego nieroztropnego natręctwa zatrzeć...
Po tej rozmowie, w której końcu Dyngusowicz coraz uparciej był milczący, poszedł major do domu, rozmyślając nad swem położeniem... Wieczorem, jak zwykle musiał do pani Sylwestrowej podążyć, choć tam go serce nie ciągnęło tak jak niegdyś do biednej Jadzi. Radzi mu też byli, Piotrusia się stroiła, uśmiechała śpiewała mu, wdzięczyła, ale istotnie ładne, miłe dziewczę nie miało dla starego majora tego uroku co pierwsza. Dla niej nawet nie tak się starał o nadanie sobie pozorów młodości, wąsy mu często odrastały biało, włos spłowiał, rękawiczki były nie pierwszej świeżości.
Miała mu to Piotrusia za złe, a smutek na twarzy, niepokój o Jadzię wyrzucała jak zbrodnię.
— Nic się tej dziwaczce nie stanie, mówiła kwaśno, ręczę że ma z sobą swoję Kunusię i czeka tylko na mój ślub, aby wyjść z kąta... Ale pan się w niej kochałeś?
— Kochałem się, rzekł major z rezygnacyą.
— No, a we mnie?
Dubiszewski pocałował ją w rękę.
— Kocham się teraz...
— Dopiero?...
— Tak, im więcej panią widzę...
— Pan jesteś bałamut...
— Byłem pani, ale teraz... statkuję.