Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Major.djvu/121

Ta strona została uwierzytelniona.

babki dobrze znajomej, weź moją chustkę na głowę, jutro mi ją oddasz u Panny Maryi, i idź do domu... Mnie szpieguje ktoś... nic ci się złego nie stanie... a trzy złote ci dam...
Uboga się nieco zlękła, ale uspokojona przez Kunusię, dała się namówić i zarzuciwszy chustkę poszła... Cień który się był w dalekim kramie zatrzymał, powlókł się za nią, Kunusia się ucieszyła niezmiernie ze swej przenikliwości; poczekała chwilkę i wykradła się z bijącem sercem w drugą stronę.






Nazajutrz raniutko ledwie Sykst wstał, wszedł major i rzucił czapkę na jego łóżko.
— Wiesz com miał wczoraj za przygodę? zapytał.
— No? jakąż?
— Ale osobliwszą... Przypominasz sobie żem do pani Sylwestrowej dochodząc pożegnał się z tobą zmiarkowawszy, że przy tej rozmowie prędzej zaszkodzę niż pomogę... Otóż, wróciłem w stronę twojej kamienicy...
— Po co? spytał Sykst.
— No, bom stary a głupi! odparł major, same mnie tam nogi prowadzą... Idę, mówił dalej — patrzę i oczom nie wierzę, poznaję... Kogo...