Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Major.djvu/130

Ta strona została uwierzytelniona.

— E! to tam mniejsza, odparła stara, ale mnie tu panna przysłała z inną rzeczą. Widząc, że pan major tu jest, kazała prosić na wieczór na herbatę, jeżeli pan pozwoli.
— Kogo? mnie? mnie? krzyknął przyskakując Dubiszewski... Złota panna Kunegundo, powtórz! prawdaż to...
Stara się zaśmiała, ramionami ruszając.
— Oh, tylko pan znowu tego nie bierz tak do serca... bo to...
— Bo, rozumiem! verstehe! capisco! je comprends, począł major... bo to tylko prosta litość, miłosierdzie... No! dobrze, ale zawsze ja pannę Jadwigę zobaczę...
— A ty powiedz pannie, przerwał Sykst, żem z niej kontent...
Major wcisnąwszy w rękę Kunusi co znalazł w kieszeni, porwał za czapkę i poleciał do domu. Zaniedbane wąsy i zrudziałe włosy dopominały się barwy nowej, a jakkolwiek major przysięgał, że pretensyi żadnej nie miał, że mu z głowy wywietrzały projekta... nie rad był się pokazać zaniedbanym, jeszcze starszym i bardziej odrażającym przed Jadzią.
Dzień szedł mu tak wolno, że się wieczora nie doczekawszy, pośpieszył do Syksta; ledwie zmierzchło, oba razem wchodzili do ślicznie przystrojonego saloniku... Jadzia stała w białej sukience, bledsza niż zwykle, trochę pomięszana, ale dodając sobie odwagi, Major przystępując do niej chwiał się na nogach, a gdy z raz mówić począł, zrozumieć go nie było można...
— Pani, rzekł... jesteś chrześcianką i pobożną, modlisz się codzień o win przebaczenie, choć ich nie