Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Major.djvu/16

Ta strona została uwierzytelniona.

składali małe kółko odosobnione i sobą żyjące. Do Jadwisi przychodzili nauczyciele i nauczycielki, ale w domu była samą z wujem tylko i Kunusią.
Jan Sykst o kiju wróciwszy w wyprawy, z krzyżem wprawdzie, ale schorzały i bezsilny, nie pomyślał się już żenić, choćby mu to było przyszło łatwo. Był bowiem młodym jeszcze, stosunkowo miał się nieźle bo (co rzadko) długu nie było na kamienicy ani grosza, a kapitalik mały do niej w zapasie. Ale serce mu przywiędło zawczasu i zwykł był odpowiadać zachęcającym go do stanu małżeńskiego, iż na krótkie życie przysposabiać sobie boleści kosztem kilku chwil szczęścia nie było warto.
Pan Sykst był milczący, mało towarzyski i wyjąwszy Jadwisi, serca nikomu nie otwierał. Powróciwszy z wojska, zamknął się w domu i życie uregulował jak zegarek i stał się zrazu zagadką i tajemnicą dla przyjaciół rodziny. Długo bowiem nie umiano odkryć na jakim liściu zielonym żyje ta cicha gąsienica. Któż nie wie że wszelaka istota czemś się żywić musi? myślą, nadzieją, namiętnością, słabostką, marzeniem, nałogiem... Każdy z nas ma ten liść, który wysysa, od którego barwy nabiera. Starano się odkryć co on tam robi zamknięty po dniach całych w pustych izbach swego domu i gdyby nie stare kumoszki i nie Kunusia, którą do spisku wciągnięto, wieleby próżnych wyszafowano domysłów. Niektórzy posądzili go o alchemią, gorsi o fałszowanie pieniędzy, pijacy o ukrywaną słabość do trunków, kobieciarze o wstydliwe pod kluczem miłostki, pobożni o skryty ascetyzm, a wszystko to okazało się fałszem, gdy Kunusia wyjawiła, że Sykst... musiał pożyczać na lichwę,