Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Major.djvu/23

Ta strona została uwierzytelniona.

siączne łupiny żywota przeszłego, świadczące wymownie o twarzy lat zmarłych...
Było tam wszystko co zamarzyć można, aż do ksiąg i rękopismów, pereł i drogich kamieni, łańcuchów i medalów... Cały dochód od kapitału, wszystek grosz oszczędzony, zresztą niewiedzieć zkąd brane, często pożyczane pieniądze poświęcił Sykst swoim zbiorom. Chodził w jednym podartym surducie, w tak lichym, że z czarnego stał się kasztanowatym, jadł chleb z masłem, lub suchy, odzwyczaił się od fajki, byle grosza dla swej namiętności przysporzyć.
Gdy znalazł przedmiot ponętny, a zaceniono mu go wysoko i obawiał się być podkupionym, dokazywał cudów, aby go sobie nie dać wydrzeć.
Takim był ów pan Sykst wujaszek Jadwisi. Sądzimy, że się go już zresztą domyślicie.. Trudniej odgadnąć dziewczę samotne, w pokoikach drugiego piętra wiodące życie prawie zakonne. Mieszkanie było dosyć wesołe od ulicy, i tak świeże a życiem tchnące jak Syksta zapalone i stęchłe.. Na oknach kwitły proste ale wonne i pstre kwiatki, powiewały w nich białe firanki, świeciło przez szyby słonko, jakoś ochoczo się wdzierając do panieńskiego przybytku. Jadwisia miała swój salonik ze starym fortepianikiem wiedeńskim, na którym grywała, małą biblioteczkę, stół do roboty, krosienka i obok sypialnię w kształcie ołtarza, w którym był stary obraz N. Panny, darowany przez wuja, ale z warunkiem, że z domu nigdy wyjść nie miał... Była to deska, przed wieki gdzieś na wschodzie pobożną starannie malowana ręką. Sykst był najpewniejszy, że się przed tym obrazem modliła królowa Jadwiga. Otóż wśród czego upływało życie