nionych wnosić było można, na pozór rubaszny zębacz, krył w sobie naturę człowieka przynajmniej nie powszednich, jeśli nie idealnych rozmiarów.
Major Marcelli Dubiszewski pochodził z rodziny szlacheckiej, nie bardzo zamożnej, kędyś z Sandeckiego, rzucił się był za młodu do wojska, służył razem z panem Sykstem, był żołnierzem co się zowie wybornym, a, co rzadko w wojsku się trafia, miał także instynkt porządku, oszczędności i talent do robienia grosza, że z niczego niemal, gdy drudzy w długach po uszy chodzili, on pomagając innym, nie skąpiąc sobie i bez krzywdy ludzkiej się dorabiał. Wprawdzie major był surowym dla siebie, ale nie skąpym nawet, dla ludzi z oględnością uczynnym — ale na koniach szczególniej umiał wybornie spekulować... Z ładem żyjąc, z kredką i główką jak mówiono, dorobił jeszcze w wojsku niezłego fundusiku i już miał kapitaliki produkujące po ludziach. Dziwiono się temu niepomału, bo rzadko żołnierz grosza się dorobi, podejrzywano go różnie, ale major czysty był jak złoto, tajemnic nie miał, a całym sekretem jego było trochę szczęścia, a wiele porządku i rozsądnej rachuby.
Później już major po dalekim krewnym, wcale niespodziewanie znaczy odziedziczył kapitał; był on pono kanonikiem w Kielcach i nie mając bliższej rodziny, choć mało sobie znajomemu majorowi, całą przekazał spuściznę...
To pewna, że wziąwszy dymisyą Dubiszewski, który próżnować nie lubił, kupił trzy piękne wioski, do których potem i czwarta dla zaokrąglenia przyszła, doskonale na nich gospodarował, dużo grosza przyrobił i wybornie sobie dawał rady na świecie.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Major.djvu/31
Ta strona została uwierzytelniona.