Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Major.djvu/37

Ta strona została uwierzytelniona.

nam zagra a my... herbatki się napijemy i pogawędziemy...
— Cudowny projekt! dodał major, podając rękę panience... Służę państwu...
W drodze dopiero Sykstowi a więcej jeszcze Jadwisi zaczęło przychodzić na myśl, ile w tem zuchwałem zaproszeniu było przygotowanego kłopotu... Dom był ubogi, bardzo ubogi, rzadko do niego gość zawitał.. pan Sykst w tej chwili nie miał grosza przy duszy, herbata i jaka taka zakąska wymagały trochę wystawy, porządków, trochę wydatków, na które wcale przygotowanemi nie byli. Idąca za Jadwigą stara Kunusia, która całą słyszała rozmowę, jeszcze się może więcej nad samych państwa zafrasowała... ruszała ramionami i mruczała...
Skłopotanie nagłe wszystkich nie uszło uwagi majora, który był znawcą wielkim ludzi i odgadywał uczucia i myśli; a tu wielkiej domyślności nawet nie było potrzeba, żeby powodów pomięszania dobadać — Dubiszewski wiodąc po wschodach Jadwinię do jej pokoików, bo tylko tam przyjąć go było można, łamał sobie już głowę, jakby zręcznie kłopot, którego się stał powodem usunąć... Kunusia mu w oko wpadła a jej mruczenie znaczące, podało myśl zaradzenia biedzie za jej pośrednictwem. Śmiały, jak stary bywalec i żołnierz, wpuścił do jej pokoiku pannę Jadwigę, a sam pod pozorem płaszcza zatrzymawszy się na progu, zbliżył się do staruszki i wciskając jej kilka talarów w rękę, rzekł na ucho: My z panem Sykstem koledzy starzy, prosił mnie abym go zastąpił. Mamy między sobą rachunki dawne... Obliguję nie żałować, żeby wszystko było jak należy.