Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Major.djvu/45

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja sobie jestem prosta sługa, rzekła cicho zażywając tabaki resztę, którą w palcach trzymała — z miotłą chodzę, w pokojach nie siadam, głośno się nie odzywam, ale dobrą radę dać potrafię, i klnę się... panience... bezemnie tu oni dwaj, a choćby ich było i sześciu nic nie zrobią... Śpij panna spokojnie...
To mówiąc dobyła tabakierki, gdyż ostatnia doza nie wydała się jej dostateczną i uśmiechnęła się tak do Jadwisi, że jej ducha dodała, a strach całkowicie odjęła...
Kunusia stara sześćdziesiąt-letnia kobiecina była jedną z tych istot tajemniczych, mało znacznych które w gospodarstwie społecznem, w kółku rodzinnem na pozór skromne zajmują miejsce, grają w nich przecież rolę daleko ważniejszą niż się zdaje... Jak w świecie zwierzęcym mnóstwo istotek drobnych uchodzi przed okiem naturalistów, choć z nich rosną wyspy i tworzą się lody, tak w świecie ludzi, oczy się naprzód zwracają na wierzchołki, najpóźniej na podstawy i tajemne sprężyny żywota.
Do tych sprężyn niewidzialnych należą skromne takie Kunusie, które długie lata spędzają wcielając się do rodzin obcych, bo swoich nigdy nie miały. Los zdaje się je przeznaczać od urodzenia do tych funkcyj cichych a pożytecznych, po których często nawet wspomnienie nie zostaje. Sierota przywiązuje się powoli do rodziny, wciela w nią ofiarą i miłością, znajduje braci i siostry w dobrych sercach obcych ludzi; starzeje u cudzego progu i już przykuta doń opuścić go nie może. Powoli marzenia własnego odrębnego życia rzuca z latami po drodze, nawyka do domu,