Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Major.djvu/5

Ta strona została uwierzytelniona.



Inne miasta żyją teraźniejszością, przyszłością, Kraków żyje przeszłością samą, zaczerpniętemi w niej siłami, odkradzionem od niej życiem, tlejącem pod szaremi popioły.
Wszystko w nim stare; nawet młodość rozkwita poważniej, trwać się zdaje króciej i zlewa co prędzej z harmonijnym tonem całości.
Wszelka budowa nowsza, powłoka świeższa razi w starym Krakowie, na którego licu szczerby, marszczki, mchy i pleśnie są jakby blizny wyniesionemi z historycznego pobojowiska wieków. W ulicy też spotykasz przeważnie starców i staruszki, młodość zdaje się ukrywać i wstydzić siebie: na sukniach widać zużycie, na twarzach zadumanie, progi próbuje porastać trawa, a mury zdobywają drzewa, gmachy zdają się gniewać na ręce co je podtrzymują odejmując im fizyognomią zgrzybiałą, która najlepiej miastu grobów przystała. Obcy człowiek przybywający do tego muzeum zrazu zrozumieć go nie może i od dworca kolei począwszy, na którym spotyka ludzi tak dziwnie zaniedbanych i zbrukanych, jakby po jałmużnę