ków na czułym majorze... ale nieśmiał tego po sobie okazać.
Wieczór począł się wszakże jak najprzyjemniejszą rozmową. Kunusia kręcąc się około stolika obserwowała i coraz coś podszepnęła Jadzi. Czy skutkiem jej strategii gosposia była w tak ciągłym ruchu, że major prawie z nią mówić nie mógł, nie wiemy; to pewna, iż Petronella usiłowała go zabawić, ale on oczyma gonił za uwijającą się w milczeniu po pokoju Jadwisią...
Kunusia spostrzegła, że ów korpus dla odciągnienia nieprzyjaciela wysłany na flanki (styl czasów wojennych) wcale jakoś zamierzonego nie uczynił skutku... Dla czego? to tylko stary kawaler jak Dubiszewski mógł wiedzieć. Petronella była nadto świetnie piękną, zbyt żywą, bardzo śmiałą, rażąco wesołą, Dubiszewski mógł niezmiernie w jej towarzystwie smakować, ale pomyśleć o niej nie dopuszczała metryka... Jadwisia poważniejsza, cichsza, skromniejsza, zdawała mu się nieskończenie milszą na żonę eks-żołnierza, który w domu zawsze był na stopie wojennej i przywykł komenderować wyłącznie,..
Otworzono wkrótce fortepianik Jadwisi, która naturalnie przodem puściła Piotrusię, prosząc ją, aby śpiewała. Jakimś wypadkiem znalazły się na ustach jej mazurki pełne przypomnień wojennych, jakby umyślnie stworzone dla pochwycenia za serce majora, Dubiszewski unosił się, chwalił, pani Sylwestrowa tryumfowała. Sykst się krzywił, ale oko majora uparcie jednak goniło za kryjącą się po kątkach Jadwisią...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Major.djvu/59
Ta strona została uwierzytelniona.