statki, zbytek... dla mnie to są rzeczy obojętne...
— Tak, dziś może, rzekł major, nie w przyszłości. Ale wyznam pani, że nie tyle liczę na mienie i bogactwo, co na pełne przywiązania serce moje, które u nóg jej składam...
— Panie majorze, odezwała się niecierpliwiąc nieco Jadzia — potrzeba mi było niepospolitej odwagi, aby z nim wszcząc tę rozmowę, z niej już miarkować pan możesz łatwo, jaki strach natchnął to męztwo. Ja nie mogę przywiązania pańskiego odpłacić, ja nie czuję w sobie nie... ja...
Tu jej głosu zabrakło, ale Dubiszewski uśmiechając się przerwał.
— To przyjdzie z czasem, rzekł... takie przywiązanie jak moje, musi nawet wstręt przezwyciężać.
— Odzywam się do pańskiego serca, do tego przywiązania, mówiła żywo, Jadzia prawie niesłuchając odpowiedzi... proszę pana i błagam... nie czyń mnie najnieszczęśliwszą.
— Ale owszem ja chcę panię najszczęśliwszą uczynić, przerwał uparty major uśmiechając się — i otoczyć ją blaskiem, zgadywać jej najmniejsze upodobanie, stać się jej sługą pokornym...
— Zostaw mnie pan, błagam go przy mojem dzisiejszym spokojnym kątku i niedostatku... ja nic więcej nie chcę... ja pana zaklinam, ja go proszę...
— Więc to jest wstręt nieprzezwyciężony? spytał Dubiszewski smutnie...
— Tak, muszę przyznać, choć mnie to wiele kosztuje, mówiła Jadzia nabierając odwagi... od pierwszego wejrzenia obudziłeś pan we mnie obawę, strach, niepokój... a staranie jego o mnie rozpacz...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Major.djvu/80
Ta strona została uwierzytelniona.