Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Major.djvu/82

Ta strona została uwierzytelniona.

dzieję i trwać w mocnem postanowieniu zapewnienia jej szczęścia, dla którego żadna ofiara nie będzie za wielką... gotów jestem na wszystkie a moje postępowanie w tej chwili, które się pani wyda pewnie dzikiem i nieludzkiem, jest jedną z tych ofiar właśnie...
Ton, jakim te wyrazy były wymówione, zimny uśmiech majora, jego upór zrozpaczyły niemal Jadzię, która poczęła płakać na nowo i zachodząc się od łez, uciekła do swego klęcznika. Major pozostał w pierwszym pokoju, zadzwonił na Małgorzatę, kazał zanieść szklankę zimnej wody pannie Jadwidze i siadł na kanapie, czekając, aż się uspokoi. Nadszedł na to Sykst, a nie widząc siostrzenicy spytał o nią.
Wyszła na chwilę, bo ją nieco głowa dziś boli, rzekł major — czytałem zbyt głośno, może za długo... potrzebowała odpocząć...
Nie ruszył się jednak nielitościwy stary kawaler ze swego miesca, począł rozmowę z towarzyszem, okazywał humor jak najlepszy i doczekał herbaty, na którą Jadzia uspokojona nieco wyjść musiała. Spojrzał na nią badająco, i dostrzegł ka twarzy jej wyrazu tak surowego, tak pewnego, iż się mimowoli zmieszał. Sądził, że zwyciężył w walce, jedno wejrzenie przekonywało go, iż się ona dopiero rozpoczynała. Ale Dubiszewski mało ważył upór niewieści i wolę młodego dziewczęcia, powiedział sobie w duchu.
— Wojna to wojna! Zobaczymy więc, kto z nas zwycięży... zobaczemy!
Reszta wieczoru upłynęła jak zwykle na czytaniu i rozmowie między dwoma staremi. Jadzia milczała, a na zapytania majora, który jej nieoszczędzał, odrzucała prawie wzgardliwemi pół słówkami. Dubi-