Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Major.djvu/84

Ta strona została uwierzytelniona.

Kunusia kłamała; był to jej grosz własny, ciułany przez całe życie, a w części odziedziczony po rodzicach. W przewidywaniu lat niedołęztwa uzbierała go była sobie biedna sługa i przynosiła na ofiarę przywiązania do sieroty. Jadzia słuchała i nie rozumiała, wierzyła i wątpiła, ale Kunusia dokomponowała takie szczegóły, tak jej potrafiła wmówić, że to był własny jej pieniądz, pozostawiony przez matkę... iż w końcu musiała temu uwierzyć... Oczy starej sługi śmiały się i płakały.
— Bądźże spokojną, rzekła — jesteśmy bogate... uciekniemy obie do Lwowa, aby nas tu nie odszukano, najmiemy izdebkę, będziemy pracować, szyć... krawcować, a choćby prać bieliznę i cerować przyszło, ręce nam od tego nie poodpadają...
Mimo tej pociechy, Jadzia się uspokoić całkiem nie mogła; rzucić sią tak w świat samej z tą staruszką, na łaskę losu, wśród nieznanych ludzi, przerażało ją... Czuła, że jej młodość sama stanowiła niebezpieczeństwo, że zerwanie węzłów rodzinnych tworzyło nowe i straszne położenie sierocie... Kunusia nie więcej miała odwagi w duchu, ale ją udawać musiała i choć serce bolało, śmiała się ustami, zażywała tabakę... usiłowała okazywać się wesołą. Pociągnęły tak rozmawiając do kościoła razem, a ztąd Kunusia poszła na radę do przełożonej klasztoru, w którym znalazła schronienie... Wychodziła ztąd około południa i zamierzała dla szpiegowania co się u Syksta dzieje, prześlizgnąć się około jego domu lub dostać do szewca na dole, bo z nim była w dosyć przyjacielskich stosunkach, gdy na drodze spotkała znowu Dyngusowicza.