Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Major.djvu/85

Ta strona została uwierzytelniona.

— A! a! oto szczęście, żem asindźkę nadybał, zawołał stary żołnierz... a proszę-no zemną, bo ja waćpanny właśnie szukam.
— No-cóż tam takiego?
— Ale zobaczycie zaraz sama... odparł Dyngusowić... ja po żołniersku biorę się do sprawy, kiedy ją mam na sercu... Chodźcie ze mną na Piasek...
— Po co?
— O! a na cóż ta ciekawość przedwczesna! — rzekł śmiejąc się stróż... domyślisz się asindźka łatwo, że idzie o majora... Proszę mi zaufać, zrobiemy mu niezłego figla...
— Majorowi figla!! krzyknęła Kunusia... a niechże ci Bóg płaci, aby prędko...
— No, to chodźmy...
Poszli tedy razem, ale przez drogę daremnie się stara chciała coś dowiedzieć od Dyngusowicza, śmiał się tylko i powtarzał... Cierpliwości! a jak to te kobiety są ciekawe...
Na Piasku zaszli do dworku niepozornego o wysokim dachu. Dyngusowicz zadzwonił, wyszła służąca, poszeptali coś, wprowadzono ich oboje do jakiegoś mieszkania przyciemnionego, wilgotnego i niezbyt wykwintnego, ale z pewnem staraniem utrzymanego mimo ubóstwa, które znać było wszędzie...
Po chwilce oczekiwania z drugiego pokoju wybiegła dosyć żywo kobiecina nie pierwszej młodości, ale wyglądająca jeszcze świeżo, z oczyma czarnemi jak węgielki, chuda, rumiana, a na pół tylko ubrana. W twarzy jej malował się dziwny, niecierpliwy niepo-