Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Major.djvu/86

Ta strona została uwierzytelniona.

kój, pośpiech; popatrzyła na Dyngusowicza, na niepozorną Kunusię i kiwnąwszy im głową padła na stare krzesło.
— A cóż panie Dyngusowicz! słyszę moją zgubę odkryłeś? zawołała żywo.
— A jakże, sędzino dobrodziejko, jest, jest, trzymamy go, właśnie tu przychodzę z tą godną osobą, która pani zda relacyę o majorze...
Kunusi aż oczy zabłysły, gdy to usłyszała.
— Siadajże moja kochana — rzekła żywo sędzina... siadaj! Jakże? jest on? he? — gdzie? nie żonaty jeszcze? nie żonaty? mów?
— Major? spytała Kunusia... jest, jest, tu w Krakowie... nie ożenił się dotąd, ale stara się o jedną panienkę i... jeśli co nie przeszkodzi, to się z nią gwałtem ożeni...
— Ale bo waćpani...
— Panna! przerwała Kunegunda.
— A! panna nic nie wiesz, żywo mówiła sędzina... Major się szalenie, zapalczywie, okrutnie i bardzo długo kochał we mnie... Miał się nawet zemną żenić, byliśmy jak zaręczeni... tak jest...
— I cóż przeszkodziło? zapytała Kunusia.
— A jużto prawdę powiedziawszy, cicho dodała sędzina... mnie się inne partye trafiały... widzisz moja kochana, on jeszcze nie był majętny... Ale...
— I major...
— Odprawiłam go! zawołała sędzina, ale ja ci ręczę, że on się dotąd we mnie kocha, że gdyby tylko mnie zobaczył, rzuci mi się do nóg. A! już to, przyznam ci się, dodała przeglądając się w lustrze, że ja sama byłam winną wszystkiemu, bo to poczciwe ma-