Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Walery.djvu/116

Ta strona została uwierzytelniona.
( 110 )

siadł do pojazdu. Z początku, czy to ze zwyczaju, czy też z próżności odmawiać zaczął nieszpory z gorliwością tak mocną, że go ta wkrótce o sen przyprawiła. Zamknęły się świątobliwe oczy, ruszały się jeszcze mimowolnie usta, nareszcie Brewiarz upadł z kolan, a głośne chrapanie słyszeć się dało. Towarzysz jego spoglądał długo ciekawém okiem, to na Plebana, to na Brewiarz, i chęć go wkońcu wzięła, przepatrzyć ten foljał; łacina szkolna jeszcze mu była nie ze wszystkiém wywietrzała z głowy, a ciekawość wrodzona wszystkim ludziom pobudziła go do śledzenia obrazków, zakładek i mnogich zawartych tam papierków. Nie mo-