Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Walery.djvu/132

Ta strona została uwierzytelniona.
( 126 )

kiem i tłumem, szukał okiem mieszkania swego, na najmniejszy hałas ustępując się z drogi. Wlokły się z turkotem po bruku, próżne drążki z kiwającym się na kozie woźnicą, którego oczy posilny trunek przymykał.
Szerokim płaszczem okryty oficer, szukał z niespokojnością znajomego okienka i przeklinał zdradzające go ostrogi. Wracało z kilku wizyt wesołe grono młodzieży, której rozmowa rozlegała się po ulicy. Niżsi urzędnicy i pisarkowie cicho wymykali się z cukierni i billardów, a kilku przyjaciół ostrożności, pilnujących cudzej kieszeni, uważnie tam i sam przechodziło ulicę, rzucając wzrok wpra-