Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Walery.djvu/163

Ta strona została uwierzytelniona.
( 157 )

się dalej w te uwagi, gotowiby mnie posądzić o nadętość i styl górny, a ja — wcale Longina nie czytałem, i jestem sobie prosty tylko opowiadacz.
Jednego popołudnia, wyglądał przez okno i mimo jesiennej pory, wpadło mu na myśl, iż przechadzka mogłaby go zabawić — Słyszałem, pomyślał sobie, iż tu ma być piękny ogród, przecież mi nie zabronią wejść do niego. — Skrzypnęła fórtka i Pan Walery wszedł do ogrodu —; pełno było opadłych liści, wiatr jesienny świszczał pomiędzy ogołoconemi gałęźmi, mgły pokryły niebo, a ta pora i widok zgadzały się zupełnie ze stanem jego duszy, posępnym i smutnym.