Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Walery.djvu/165

Ta strona została uwierzytelniona.
( 159 )

ujrzał wśród dwóch klombów, mnóstwa drzew starych i wysady z włoskich topoli — okrągłą kaplicę. Krzyż na niej będący odbijał promień jesiennego słońca, wychodzący z za chmury, jednostajna panowała cichość, wróbel tylko świérgotał pod dachem, a liść zeschły szeleszczał pod nogą; usiadł Walery na stopniach wchodowych, i w smutnych zatopił się myślach. Nie wiem jak długo trwałoby to dumanie, gdyby szelest odległy i głośna rozmowa, nie dały się słyszeć i nie zbliżały się coraz bardziej. W parę minut przeszło koło niego kilka kobiét; już go mijały — Długie salopy, ciepłe chustki i kapelusze okrywały je, a roz-