Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Walery.djvu/38

Ta strona została uwierzytelniona.
( 32 )

ban, świątobliwym zwyczajem śpiący do południa, miał się czas obudzić, lekki powóz Antoniego był na drodze do Lublina.
Tą razą piasczyste okolice plebanii, nie wiele dostarczały piękności; w około drogi wznosiły się zaspy piasku pokryte gdzieniegdzie krzakami czerniejącymi jałowcu, lub jeżyną, grunt kamienisty budził co chwila usypiającego woźnicę i tak jednostajnie, bez żadnego wypadku dojechano do popasu. Karczemka nędzna, pełna wieśniaków i żydów nadto była ciasna, aby mogła w sobie dwóch podróżnych pomieścić, popasano tedy na dworze, gdyż piękny chociaż wietrzny dzień jesienny, dozwalał użyć tej