Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan i szewc.djvu/101

Ta strona została uwierzytelniona.

niedoczekanie wasze, żebyście mnie zastraszyli. Ciężko będzie swoją chacinę porzucić, ale bodajem się miał włóczyć jeszcze po świecie, i kości gdzie na nieświęconéj ziemi położyć — no to pójdę!
I powiedziawszy to, począł znowu niewód wiązać. Janek tymczasem nie bardzo dowierzając staremu, zasiadł się na cały dzień nie opodal od chaty, szpiegując azali nie powróci Anusia, a niedoczekawszy się jéj i widząc same z pola wracające kozy, przekonany, że go dziad nie zwiódł, pojechał do domu.
Nad wieczorem dopiéro, Marek pośpieszył do gumiennego, który go z wielką przyjął radością.
— A co? — spytał go, Anusia? —
— Bądźcie spokojni, przędzie u Jeremjaszowéj; wracając przechodziłem mimo, poznała mnie i kazała mi tu siebie wyręczyć, powiedziała mi gdzie co leży; nie troszczcie się o wieczerzę i ogień, ja tu dam wszystkiemu rady. —
Jakoż zawinął się czeladnik śpiesznie i jął do roboty; wnet wody zaczerpnął, naczynie pomył, stół i ławy pościerał, chróstu nałamał, ogień rozłożył i wiedząc gdzie co było, począł jak umiał przygotowywać wieczerzę. Stary mógł swoim zwyczajem usiąść na progu i modlić się, a potém wszedłszy do chaty, opowiedział Markowi ranne odwiedziny Janka. — Czeladnik zamyślił się, ale nic nie odpowiedział. Spytany czy znalazł metrykę ślubną za którą do blizkiéj chodził parafji, odpowiedział, że xiędza nie zastał, i że kilka dni jeszcze musi w téj stronie zabawić, bo proboszcz nie rychło powróci. Było to kłamstwem przecie, bo metrykę żądaną, miał już w tłumoczku, ale nie chciał starca i dziewczyny na los opuścić, i postanowił zabawić, pókiby sobie lepszéj rady nie dali. Wdzięczen był staremu za wiadomość o matce i gościnne przyjęcie. Anusia mimowolnie także po-