Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan i szewc.djvu/111

Ta strona została uwierzytelniona.

Ot i ta stara kwoka Wojska, co mi się nigdy nawet nie skłoni, i Stolnik, który nas znać nie chce i —
Byłaby długo rachowała, gdyby mąż nie przerwał zwykłym wykrzykiem.
— Hulaj dusza!
— Ej! powściekają się! — dodała Ewa.
— I będziemy panowali! —
Do północka tak trwało marzenie, aż nareszcie rozeszli się połączeni po długiém nieporozumieniu, wspólnością nadziei. Janek wszakże nic jéj nie powiedział o bracie, o Anusi, i o wszystkich swoich przygodach.
Nie rychło nawet ośmielił się zajrzéć do chatki gumiennego, ale nie mogąc wytrzymać jednego wieczora, posunął się z psami od Wulki do parowu, w którym leżała lepianka. Zastał ją pustą, drzwi zaparte, i żywéj duszy na progu; nie było nawet kogo popytać o starca i wnuczkę. Zsiadłszy z konia, poprobował drzwi otworzyć, ale przekonał się tylko, że były zabite. Jedynémi mieszkańcami strzechy słomianéj, były siwe wróble, które jéj nie opuściły. Oddaliwszy się już od lepianki, spotkał babę, od któréj się dowiedział, że stary umarł, a Anusia niewiedzieć gdzie się podziała.
Żal było Jankowi pięknéj dziewczyny, przecież nie ona jedna młoda i ładna była na świecie, i łatwo się pocieszył w kilka dni potém, spotkawszy inną, niedorosłą choć nie tak piękną dziewczynę, a mniéj daleko dziką od Anny. Rok cały upłynął jednostajnie, i położenie Janka o tyle się tylko zmieniło, że został po cichu panem wiosek i gruntów przypierających do Żalic, kupionych za pieniądze żony.
Z Warszawy przyszła wiadomość, że Starościna życie pędziła jak dawniéj wesołe, a tracąc wdzięki i coraz mocniéj cierpiąc na reumatyzmy i spazmy, nie przestawała przecie używać życia jak mogła. Janek dosyłał jéj pieniędzy;