Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan i szewc.djvu/115

Ta strona została uwierzytelniona.

ciasnych izdebkach, mieścił się majster Marek Porębski, z wdową Maciejową i dwójgiem maleńkich dziatek, z których młódsze karmiła śliczna Anna.
Trzech czeladzi, jeden chłopiec stukając młotami, żwawo wywijając igłami, ledwie nastarczyć mogli robocie, która płynęła pod Jelenia. Trzeba bowiem wiedzieć, że szyld majstra Porębskiego, dla odznaczenia się od innych, nosił to piękne źwierze odmalowane na wierzchu. Izdebki były czyste, schludne, a choć w nich czułeś ubóstwo, widać było spokój i wesele. Wszystkie twarze uśmiechnięte, wszystkie oczy śmiejące się, na ustach słowa dobroci i pociechy, ręce otwarte, otwarte serca.
W piérwszéj izbie, gdzie pracowali czeladnicy, za warstatem pod oknem, sam znajomy nam majster z wypogodzoném czołem, raźnie cóś opowiadając, nauczając, pocieszając, dodając serca, zachęcając do pracy, robił z czeladzią. — Tu był i sprzęcik porządniejszy, i komoda jesionowa i źwierciadełko, i kilka świętych obrazków; w drugiéj izdebce Anna kołysała usypiające niemowlę, cicho rozmawiając ze starą Maciejową, która okulary na nos włożywszy, w xiążce nabożnéj czegoś szukała. Starszy chłopak rumiany i tęgi, aby nie obudzić braciszka, nudził się wstrzymując od zabawy. — Anna była w kwiecie rozwinienia i piękności, a jéj oczy nie straciły tego wyrazu czarownego, który miała, gdy ją Marek piérwszy raz zobaczył. Tylko kibić wysmukła zawsze, stała się silniejszą, rozmężniała, a czoło pogodne dojrzałéj niewiasty, poważna a czysta myśl zajęła, i dostojność matki z dziewczęcia, zrobiła ją kobiétą. Widać było, że życia ubogiego nic nie zamęciło, bo żaden wyraz boleści w rysach pięknego oblicza nie zastygł.
Była szczęśliwą, ale nie wiedziała o szczęściu swém, nie marzyła o niém, używała go; nie miała jeszcze zręczno-