P. Jan Porębski wejrzawszy raz w chwili wolniejszéj, w stan swoich interesów, zaląkł się i poszedł do Ewy rankiem, aby jéj oznajmić, jak stali niebezpiecznie. Małżonkowie oddawna oddzielne mieli apartamenta; zapukawszy więc do pokoju Jejmości, i otrzymawszy pozwolenie wnijścia, Jan wsunął się do jéj sypialni.
Był to najniesmaczniejszy w świecie gabinet, przystrojony na pociechę ludziom, którzy wstęp do niego mieli. Ogromne łoże złociste, podniesione na stopniach wznosiło się w zagłębieniu, pokryte baldachymem adamaszkowym z frendzlami, sznurami i kutasami złotémi; w rogach i na wierzchu zdobiły go pióra strusie pąsowe. Ściany obite były niebiesko ze złotem, a firanki niebieskie i pąsowe, krzyżowały się w oknie. Firanki te całe były oszyte frendzlą złotą, galonami i związywane sznurami złocistemi; na kominie był zegar od alabastru, złota, marmuru czarnego, z figurkami z porcelany, kwiatami robionemi i szklannemi, jak u żyrandola świecidełkami. Obok niego dwa świeczniki bronzowe z marmurem. Dywan na podłodze jaskrawy, i mnóstwo sprzętów niedobranych, krzyczących, wadziły się z sobą.
Jejmość fryzowano właśnie, ale się miało ubranie głowy wyłysiałéj ku końcowi, a Janek odprawiwszy francuza, co ją tapirował, i garderobianę, odezwał się z westchnieniem siadając w berżerce.
— A co Pani? czas nam pomyśleć o sobie.
— Jakto kochańciu?
— Przyszedłem pomówić z tobą serjo, i jest o czém.
— A! duszko mam dziś mingrenię i szpazmy.
— Odłóżmy to dla gości.
— Cóż to jest rybko, czego chcesz? — czuję serca bicie gwałtowne, przerażasz mnie.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan i szewc.djvu/139
Ta strona została uwierzytelniona.