matka umarła ze śmiercią walcząc, bez kropli wody, bez kawałka chleba! Żadne z małych chłopiąt do klamki nawet dostać nie mogło, żeby drzwi otworzyć i o ratunek zawołać.
Jakaż to straszna, jak straszna śmierć tu być musiała! Lecz wreszcie wśród jęku dzieci skonała uboga niewiasta, a jakiś promyk nadziei zaświtał może u łoża śmierci; bo wyprężona jéj ręka trzymała krzyżyk mosiężny, wskazując, że nie umarła bez nadziei w Bogu.
Szewc i rzeźnik w progu stanąwszy, popatrzywszy, przeczytali sercem poczciwém tę kartę wydartą z wielkiéj, niezbadanéj, tajemnic pełnéj, xięgi życia ludzkiego. Obu im łzy się zakręciły na widok małych siérót, i różne myśli poczęły zwijać się po głowie; żaden jednak z nich nie miał jeszcze odwagi uchwycić w lot myśl dobrą.
— Co to za los czeka to biédactwo? mówił sobie szewc oparłszy się o drzwi. — Wezmą gdzie może do jakiego szpitalu? dziad jaki wyuczy włóczęgi, a strzeż Boże i wszystkiego złego!
— Pójdzie to w świat, myślał rzeźnik, i będzie żyło, biédowało, męczyło się, póki może podobna téj śmierć oczów nie zapluszczy.
— Tak to z nami!
Wtém szmer dał się słyszéć w ulicy, i pociśnieni od tłumu szewc i rzeźnik, obejrzeli się ku wrotóm.
Piękna karéta bombiasta usiłowała przebić tłum i minąć zbiegowisko, ale napróżno woźnica batem smagał, krzyczał; konie się spinały, lokaje rozpychali; nie było podobna przebrnąć to morze ludu ściśniętego. Głowa pięknéj kobiéty ukazała się przez spuszczoną taflę powozu. Blond włosy pudrem śniéżnym okryte, w koronki, kwiaty, pióra i świecidełka ubrane, otaczały śliczną różową, białą, uśmiéch-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan i szewc.djvu/17
Ta strona została uwierzytelniona.