Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan i szewc.djvu/26

Ta strona została uwierzytelniona.

jak straszne w obliczu Boga bierzecie obowiązki. Wiécie co Chrystus powiedział o tych, co niewinnemu dziecięciu stają się zgorszenia przyczyną! Poprowadźcie sierotę drogą poczciwą i nie dajcie jéj się zepsuć, aby was całą późniéj wieczność nie przeklinała.
Ze smutnie spuszczoną głową poszedł jeszcze starzec potém do Starościnéj. Tu przystęp był trudny: przecież wyczekawszy w przedpokoju, gdzie zbłocone otarł sandały, puszczony został do wnętrza. Winien to był wielkiéj swéj pobożności, sławie, jaką świątobliwym żywotem pozyskał, a może i niemiłéj często prawdzie, któréj się ludzióm rzucić w oczy nie wahał. Starościna wybiérała się w odwiedziny i stała przed wielkiém zwierciadłem, które całą jéj zręczną postać odbijało; klęcząca sługa obciągała na niéj i opinała suknię korónami obszytą i sznurami złocistemi poprzewiązywaną.
Ujrzawszy w zwierciadle siwą brodę Kapucyna, Pani Starościna szybko odprawiła służącą, i wyrobiwszy trudny uśmiéch na ustach, zbliżyła się ku niemu.
— A cóż Ojcze, spytała, kontenciście ze mnie, wszak już spokojni być możecie o waszą sierotę?
— Spokojni! o! nie Pani, nie jestem o nią jeszcze spokojny, nie będę póki mi nie dacie słowa, że sami czuwać nad nią będziecie.
— Mój Ojcze — wszakże —
— Wszakże — wzięliście ją, opiekujecie się — chcecie powiedziéć? Oj! to nie dosyć, Mościa Starościno. Potrzeba na płatne ręce nie spuszczając się, nie zostawując za oczyma, dowiadywać się, pilnować i czuwać. Wzięliście na siebie cały przyszły los dziecięcia.
Starościna piękne usteczka zagryzła.
— Powtarzam ci Ojcze Serafinie, bądźcież spokojni.