Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan i szewc.djvu/32

Ta strona została uwierzytelniona.

innéj wagi nad tę, jaką dla niéj miała sprawa wiary. O siebie i o panowanie swoje nie szło wcale pani Maciejowéj; ale chodziło jéj o to bardzo, żeby nikt z bliżéj jéj dotykających nie zwał się chrześcianiném napróżno. Czysty zdrowy rozsądek i dobre serce wcześnie jéj objawiły tę wielką prawdę, że religja przede wszystkiém winna się okazać w uczynkach, które są najlepszém jéj świadectwem. Umiała o tém, nie przekonywając słowy, bo tegoby nie potrafiła, przekonać przykładem swoim, i głębokiém, jakie miała, przejęciem się widném z każdego jéj kroku.
W takie to ręce dostało się biédne chłopię, a w lepsze wpaść nie mogło. Nigdzie troskliwości więcéj, nigdzie zbawienniejszych nie potrafiłoby zyskać zasad nad te, jakie mimowolnie, codziennie żywiły je tutaj. Dziécię téż zdawało się zasługiwać na przywiązanie przybranéj matki, i odżywszy z nędzy, zapomniawszy boleści, rozwinęło się jak kwiatek od słońca.
Na bladą jego twarzyczkę wystąpił rumieniec zdrowia, zaświéciły mu oczki, zaśmiały się usteczka, zabiło weseléj serce; złote włoski, obmyte z prochu, utrefione, same się zwijając w pukle, stroiły piękną jego główkę. Maciejowa, nie chcąc je uczyć próżności, nie stroiła, choćby to jéj sercu dogodziło; ale ubiérała czysto, schludnie i po prostu, a więc wdzięcznie. Kiedy siérotka stanęła trzymając się jéj sukni w progu kamienicy, nie jeden przechodzień zatrzymał się, by spójrzeć na piękne dziécię i uśmiéchał się do niego. Maciejowa naówczas czuła w sercu radość nieopisaną. Często godziny długie spędzała z wychowańcem w bocznéj izdebce swéj na rozmowie dziecinnéj; ucząc go tych nąjpiérwszych wielkich zasad naszéj wiary, które cudem niepojętym mieszczą się w głowie dziecka zarówno i zapełniają ogromem posiwiałą czaszkę starca. Piérwsze chwy-