Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan i szewc.djvu/37

Ta strona została uwierzytelniona.

Dzieci mając tak piękny przykład przed oczyma, wyrastały na wisielców.
Trzema synami i cztérma córkami cieszył się już pan Kurek; ale że matka i ojciec nie mieli czasu zajmować się niemi; niańka, kucharka i ulica ich wychowywała. Wypędzano tę trzódkę jak skoro kto z gości przyszedł, pozbywano się jéj dozwalając kręcić kark na wschodach i wałęsać po mieście, pani Róża bawiła się, pan Paweł grosz zamykał chowając klucz starannie, co nie zawsze pomagało. Dziatwa szalała gdzie chciała i jak się jéj podobało.
W takie to ręce powierzyła Pani Starościna sierotę, którą tylko kiedy niekiedy pokazywać sobie polecając, całkiem zdała na dawną sługę Różę. Pani Kurkowa przyrzekła, że siéroty pilnować będzie jak własnego dziecka, co téż sumiennie spełniła, bo je puściła, jak własne dzieci, na opatrzność Bożą. Ubiérano tylko schludniéj Jasia, gdy go do Starościnéj prowadzić miano, co rzadko się trafiało; zresztą wolała murgrabina przeznaczone siérocie suknie i wygódki własnym dziecióm oddać.
— Dobrze temu znajdzie i tak, mówiła; — niechaj Panu Bogu dziękuje, że ma chleba kawałek.
Mały Janek służył dziecióm pani Pawłowéj za pieska lub kotka, które nieopatrzni czasem rodzice dają do zabawy swoim ulubieńcom. Męczono go co wlazło; na jego głowie uczyli się sérów, na jego nosie pstryczków, na jego bokach szturchańców. Gdy spał puszczano mu dym w nos, gdy jadł rzucano popiół do miski, a pani Róża cieszyła się dowcipem miłych swych dziatek. Pan Paweł nigdy i nie spójrzał na siérotę, choć najregularniéj dopominał się co miesiąc o kilka talarów wyznaczonych na jego utrzymanie.
Przy najmniejszéj zręczności, jak naprzykład gdy Janek