Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan i szewc.djvu/47

Ta strona została uwierzytelniona.

na, wielbiona, królowa, zawsze równie dowcipna, coraz bardziéj zepsuta, i przebiegła, i zimna, zimna jak kamień. Płakała łatwo, gdy intryga tego potrzebowała, ale nigdy szczérze.
Serce jéj dla niéj saméj było nierozwiązaną zagadką. Była ona jak ślepy, który nie pojmuje czemu oczyma, któremi drudzy widzą, nic zobaczyć nie może; pytała się życie całe, czemu tém sercem, którém drudzy czują, ona uczuć nic nie potrafiła? Ztąd może te tysiączne próby w życiu, te miłostki coraz nowe, które poczynając się obiecywały cóś, a kończąc się zawodziły zawsze. Serce bić nie chciało. Biédna była Elżusia, to, co drudzy okazują, bo mają w sobie, wyuczona pokazywała tylko, choć nie miała. Tak właśnie kochała, jak mówią papugi, nauczywszy się formy kochania, nie znając co to było w istocie. Może wszystkich mniéj więcéj historja, ma źródło w temże, co Elżusi stanie duszy niezwyczajnym.
By ją głębiéj poznać, trzeba ją było widziéć, gdy po trzpiotowatéj rozmowie, po wesołych umizgach, po całym wieczorze, przez który odegrywała swoją biédną rolę, i wróciła do sypialni sama z sobą. Naówczas znikała wesołość, rozpływał się uśmiech, gasły oczy, a na miejscu żywéj, pięknéj i ognistéj Starościnéj (nosiła bowiem to nazwanie jakby na szyderstwo), pozostawał piękny jeszcze, ale posąg bez życia, bez uczucia, bez serca. Wyszedłszy z tego kręgu szałów i wiru salonu, padała jak automat, w którym pękły sprężyny. Nic jéj nie bawiło, nic nie cieszyło, nic nie porywało, nie była ciekawa niczego, więc pożądać nie mogła; świat dla zmęczonéj a nienasyconéj, był jeszcze tak nowy, jak w piérwszéj chwili życia; wszystko tajemnicą, zagadką, złudzeniem. O jak nieraz zazdrościła nawet cierpienia, którego doznać nie mogła, zarówno jak