Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan i szewc.djvu/49

Ta strona została uwierzytelniona.

szczony i sponiewiérany walał się w ulicy, odebrała go od Murgrabiego, kazała przebrać nanowo i poczęła myśléć coby z nim zrobić.
Z wielkich nudów przyszło do tego, że sama zażądała doziérać dziecięcia, postawiła je w pustym dotąd pokoiku obok siebie i poleciła bliższy dozór jego, kamerdynerowi i pierwszéj swej służącéj.
Dziecko sądziło, że się dostało do raju. — Jak te trawy zżółkłe, które jeden uśmiech słońca i kropla rosy wyprowadza z ziemi zielonością strojne, tak Janek rozkwitł rumieńcem, weselem, pięknością, nagle i niespodzianie. Z chorowitego dziecka stał się aniołkiem wdzięcznym, i Starościna ubrawszy go za pazia, poczęła go puszczać do salonu, bawiąc się siérótą, jak się bawiła bonończykiem, angorą, papugą i sroczką.
Dziecię nagle rozpieszczone w najosobliwszy sposób, karmione cukierkami, pojone winem, rozweselone, raźne, szczebiotliwe, doskonale bawiło znudzoną Starościnę i jéj gości. Wczesna nędza, potém pieszczoty, uczyniły zeń dziwne w istocie stworzeńko: nie było to właściwie dziecko, ale twarz aniołka, a zepsucie szatanka; podszeptywano mu przekąsy, uczono go odegrywania małych scen, w których Janek przedstawiał wybornie postacie śmieszne dworu i stolicy, i sława Janka Starościnéj wzrosła do tego stopnia, że sam Król zażądał widzieć to małe cudo. Janek miał szczęście rozśmiészyć do łez Króla JMości, w chwilach, kiedy najtrudniéj było o uśmiéch na królewskiéj twarzy, dostał piękny podarek, i odtąd pozyskał stałą sławę dziecka cudownego w Warszawie. W istocie pociesznie było widziéć ośmioletniego chłopca, przybranego jak dorośli, a coraz w innym stroju, odegrywającego rolę codzień inną i codzień nabiérającego więcéj złośliwego dowcipu.