Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan i szewc.djvu/74

Ta strona została uwierzytelniona.

nim się taiła, on ją szpiegował, ten chciał zagarnąć, ta dać nie chciała.
Że w piérwszym roku po śmierci Dracza, Janek pokazał i dał daleko znaczniejszą intratę z Żalic niżeli kiedykolwiek była, Starościna zawsze potrzebująca pieniędzy, wymogła na mężu, że ten, którego on młokosem nazywał, pozostał przy rządzie majątku.
Jak tylko upłynęła zwyczajna żałoba, trwająca rok i sześć niedziel, Janek pośpieszył związać się dożywotnim węzłem z wdową, która rada nierada, oddała mu rękę swoją. We trzy miesiące po ślubie już mieli synka, który jednak wkrótce umarł z kokluszu.





Gdy się to dzieje w Żalicach, a Janek nie ma czasu dowiadywać się o matkę, choć toby mu łatwo przyszło, bo Lutyńskich Wólka tuż pod Żalicami; Marek powędrował do Krakowa o ubogim chlébie, i oświadczywszy się starszym Cechowym, wpisawszy w Cech jako wędrowny Czeladnik, począł pracować w staréj stolicy. Łatwo znalazł sobie Majstra, bo pokazawszy próbę, nie obawiał się by kto co zarzucił jego robocie. Spokojny i pracowity, choć to praca ciężka, siedząca, nudna, umiał się godzić z losem i wiele od niego nie żądać. Stara Maciejowa nauczyła go wcześnie, że nie w groszu i bogactwie, ale w samym człowieku jest szczęście jego lub nieszczęście przyszłe. Marek téż nie sięgał myślą wysoko, a w marzeniach daléj nie wzlatywał nad uczciwą izbę, młodą i dobrą żonę, piękny szyld czérwony i spokojne pod nim życie. Chrześciańskie wychowanie dawało mu ten spokój duszy, tę pewność szczęścia w każdym stanie, którego nic w braku jego dać