Mylżyński z Żalic, ta i musiał się z nią ożenić, choć mu się nie bardzo chciało, i z tą nie wiém co się zrobiło; a Tekli to taka historja: — Ślachetka tu z okolicy, Adam Porębski, mówią niepewny ślachcic, zaraz po wyjściu Elżbiéty za Mylżyńskiego, rozkochał tak Teklę, że za nim z domu rodzicielskiego uciekła. Stary Lutyński w taką wpadł wściekłość, że zakląwszy się, iż córki więcéj nie zobaczy, a Porębskiemu w łeb strzeli, czyhał tylko na niego. Porębski musiał uciekać z żoną (bo mówią, że się pobrali) do Warszawy o ostatnim groszu, bo był ubogi. W drodze jakoś chwyciła go gorączka, i zostawiwszy Teklę na zlężeniu, w karczmie na gościńcu umarł. Ledwie go było za co pochować. Co się stało z Teklą, waszą matką potém, Bóg wié, a ludzie różnie pletli; mówią, że powrócić chciała do ojca, ale jéj nie przyjął, i tak gdzieś zmarła nieszczęśliwa takoż. Ot i wszystko. To mówiąc stary westchnął, a widząc, że chciwie słuchający go Marek, milczy, dodał:
— Dawne to czasy, a jam już i wówczas, kiedy się to działo, nie był młody; pamięć pogubiła wiele, tyle tylko przypomniéć mogę. Stary Lutyński na Sejmiku przez łeb cięty, długo z rany żartując i chlébem tylko a pajęczyną ją zakładając, zawsze do ostatka po swojemu żył, i jakoś mu się przyrzuciła gangrena i umarł.
Marek milczał, dwie łzy spływały mu po policzkach, nareszcie spytał dziada:
— A gdzieżby Tekla z Porębskim, ojcem moim, ślub wziąść mogli.
— Nie gdzieindziéj jeno w parafji tu któréj, albo do Wólki, albo do Stojewa, gdzie mieszkał Porębski. Chcielibyście pewnie metryki ślubnéj poszukać?
— Nie mam jéj właśnie.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan i szewc.djvu/83
Ta strona została uwierzytelniona.