na, poczęła się krzątać około wieczerzy. Niekiedy wesołém dziecinném odzywała się słówkiem i uśmiéchem, to spójrzała na Marka, który z niéj oczu nie spuszczał, a ile razy spotkał jéj wzrok, niedoznane dotąd uczucie jakiegoś nieopisanego szczęścia i pokoju rozlewało się w jego duszy.
Dziewczę było dzikie, proste, ale śmiałe jak dziecko. Widocznie chciała rozweselić pochmurnego starca, opowiadając to to, to owo, czego się dowiedziała po drodze i w blizkiéj wiosce. Różne wiejskie nowiny dobywała z pamięci, napróżno niemi chcąc dziada rozbawić. Mówiła mu o Wólce, o urodzajach na łanach, które znał stary tak dobrze, o zbożu, którego los zawsze gumiennego obchodził, o spodziewanéj burzy, bo rosy nie było, o tém, że widziała Proboszcza, który o starego pytał, o swoich kozach, o sąsiadach; ale nic na ten raz nie zajęło zamyślonego gumiennego. Powiesił głowę, nasępił brwi, czoło zmarszczył, i siedział nieporuszony. Nareszcie Anna przyszła aż do niego i całując go w rękę, poczęła mu cóś szeptać na ucho, poklękła przed nim, żeby mu w oczy zajrzéć, i wymogła, że ją choć milcząc do serca przycisnął, ale się stary rozpłakał.
Marek patrzący na to rozumiał dobrze i myśli starca i strachy. Zgrzybiały dziad obawiał się śmierci i sieroctwa dla dziewczęcia, które bez opieki zginąć mogło.
— Napróżno sobie głowę łamię, rzekł w końcu gumienny, tu niéma co innego radzić, jak tylko temu wisusowi z oczu zejść na czas, póki nas nie zapomni. Mnie staremu, chyba Bóg nie łaskaw, nic zrobić nie może, a ty Anusiu na jaki tydzień pójdź lepiéj prząść do Jeremjaszowéj do Wólki. Przesiedzisz tam jaki czas, a jak on tu raz drugi zobaczy, że ciebie niéma, da pokój i zapomni.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan i szewc.djvu/90
Ta strona została uwierzytelniona.