Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan i szewc.djvu/96

Ta strona została uwierzytelniona.

wa zmuszona do niego, miała niechęć widoczną do narzuconego męża, a mąż wkróte ją sobie zbrzydziwszy, wcześnie zastarzały, począł jak stary rozpustnik uganiać się za najmłodszemi dziewczętami. Nie uszło to baczności Ewy, która co wieczora, co ranka, skakała do oczów Jankowi; Janek się bronił, czasem nawet nieboszczykowskiego dobywając harapnika,
Cały dzień spędzał potém na koniu, koło gospodarstwa, którego dla Starosty nie tyle, ile dla siebie pilnował; na polowaniu, w którém szukał rozrywki, lub latając za wieśniaczkami i ślachciankami z okolicy.
Ale to wszystko były tylko rozrywki; celem ważniejszym życia, ciągle dla niego stało w oczach wzniesienie się i emancypacja z służebnictwa. Mógł wprawdzie wynijść z niego, kupując majątek za pozostałość po Draczu, ale z drugiéj strony żal mu jeszcze było tego, co rządząc kluczem, sam mógł jeszcze uzbierać.
Tymczasem tylko napatrywał sobie wioski, powoli targował i myślał, coby kupić. Wólka Lutyńskich choć nie osiedlona, dawała się tanio nabyć od Malinowskich, przy niéj tuż były dwa folwarczki, już także zatargowane przez Janka.
Zwlekał tylko nabycie, śpiesząc co można schwytać, nimby Żalice opuścił. Ciągłe troskanie się około grosza, swary z żoną i kłopoty gospodarskie Rządzcy, nie dały mu dotąd pomyśleć o dowiedzeniu się pochodzenia matki. Odkładał to do jutra, nie wiele spodziewając się dowiedzieć i obejściem Starościnéj, przekonany już prawie, że Tekla Lutyńska nie mogła być jéj siostrą. Dopiéro kupować zamyślając Wólkę, dowiedział się całéj prawdy, i choć o losie swéj matki nic nie zasłyszał, przekonał się wszakże, iż była siostrą Starościnéj. Zwolna więc gotując sobie dowody na to,