Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan i szewc.djvu/99

Ta strona została uwierzytelniona.

Klął zjawienie się swego brata w okolicy, ale napróżno szukał środków oddalenia go, rachując na to, że przypadek który go tu sprowadził, odwiedzie go gdzie daléj. Co do starca i Anusi, blizki będąc nabycia Wulki Lutyńskiéj od Malinowskich, miał wszelkie prawo sądzić, że się nie wymkną jego zemście. W tym nawet celu przyśpieszył nabycie kawałka ziemi nieznaczącego, które jego dostatków zdradzić nie mogło.
Zaraz nazajutrz po opisanym wypadku, pojechał do Malinowskich, i wyliczywszy zadatek, umówiwszy się o wypłatę o Świętym Janie, i objęcie swéj nowéj possesji, powracając wstąpił do chaty gumiennego, aby zobaczyć co się też tam dzieje.
Zastał go samego na progu, wiążącego niewod, co na starość jedyném było zatrudnieniem jego i zarobkiem.
— Ha! — zawołał do niego z konia — a co? cieszysz się wczorajszém! ale poczekaj będziesz miał za swoje! —
— Cieszyć się niéma czém, jak odgrażać się niéma za co — odparł stary. Com ja temu winien, żeście po guz przyszli, i guza złapali! —
— Guza! nie! nie! nie na guzie się to skończy! — rzekł miotając się na koniu Janek. —
— Darujcie mnie staremu — powoli odpowiedział gumienny usiłując uspokoić i ukołysać nieprzyjaciela, którego się lękał. Ja tu w tém nic nie winienem. Dziewczyna wnuczka moja, już powróciła do domu. —
— Alboż tu nie mieszka? — spytał szybko Janek. —
— O! nie, czasem tylko przychodzi mi posłużyć, a mieszka o milę — w Mogiłkach. —
— A! dobrze wiedzieć! — podszepnął Janek. —
— Ten zaś człowiek, co się z wami tak nieludzko obszedł. —