Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan na czterech chłopach.djvu/104

Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy się na pokojach zjawiał cześnikowicz, wszystkie panny i starszyzna starały się o to, aby mógł bez przeszkody zbliżyć się do podstolanki. Trzpioty młodsze nastręczały się do noszenia poselstw pomiędzy nim a podstolanką, gdy daleko od siebie byli.
Może też istotnie uszanowanie obudzało uczucie, które z wielką godnością i powagą nosiła w sercu Anusia. Miała ona od dzieciństwa jakieś ruchy, obejście się, postawę i ton starszej pani. Świeża i młodziuchna, chodziła i mówiła jak matrona, nigdy się najmniejszej nie dopuszczając płochości.
Rozmowy jej z cześnikowiczem tęż samą cechę miały poważną i uroczystą; potrzeba było lat całych, aby one z zupełnie obojętnych doszły do dwuznacznych, a naostatek do otwartych wyznań.
Możeby nawet cześnikowicz nigdy nie miał odwagi ustami potwierdzić, co oczy jego oddawna oświadczyły, gdyby się dziewczątka trzpiotowate nie podjęły pośrednictwa. Najwięcej do tego przyczyniła się ciekawa, żywa, niecierpliwa jak ojciec, piękna podskarbianka, której było więcej wolno niż innym.
Ona to osobliwie prześladując Anusię cześnikowiczem, wymogła z niego wyznanie affektu, odniosła je podstolance, i nawzajem wydobyła zapewnienie przywiązania od Anusi. Ona potem zbliżyła ich, i skłoniła, że sobie poprzysięgli. Bawiło ją to niezmiernie.
Ale później już się i podskarbianka czem innem zajmowała, bo potrzebowała coraz czegoś nowego, coby żywy jej umysł karmiło — gdy ów dziecinny romans Anusi z cześnikowiczem dalej a dalej się sobie ciągnął.
— Cóż ty zrobisz, gdy cię zmuszą iść za innego? pytały dziewczęta panny Anny.