Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan na czterech chłopach.djvu/111

Ta strona została uwierzytelniona.

cellarji; zmuszony był i niechętnemu dla siebie Bystremu posiłkować w sprawach wielu, co zawsze niepomyślnie wypadało; jeździł po dobrach, w ostatku i na sejmiki bywał komenderowany, gdy coś gotować przyszło lub odwracać.
Dawało mu to poznać bracię szlachtę, jednało przyjaciół i konsyderację. Niejeden przez niego i próbował, i potrafił coś wyrobić u podskarbiego.
Nie zmieniło to charakteru Sobka, który otwartym pozostał, gdy o niego samego chodziło, a milczeć umiał, gdy o cudze szło sprawy.
Właśnie w tym czasie pomiędzy podskarbim a Potockim starostą trembowelskim, toczyła się sprawa, która maluje dobrze owego czasu stosunki. Był starosta dziedzicem Pratolina, wioski, z której zachciało mu się zrobić miasteczko. A że bez Izraela nie ma miasta i miasteczka, i bogaty Żyd zaraz około siebie skupia ludzi i interesa, wziął Potocki z Włodawy od Fleminga namówionego, majętnego, obrotnego, ale wielce zuchwałego Anszela. Na nim jako na kamieniu węgielnym Pratolin miał stanąć.
Od czego jednak zaczął ów osiadły w Pratolinie spekulant, domyślećby się trudno. Pod Pratolinem płynie Bug, a Bugiem się spławia klepka i bale. Anszel mając jakieś pretensje do swych współwyznawców handlujących drzewem, Żydów szereszowskich i terespolskich — zatrzymał im towar na rzece.
Stało się to z rozkazu Potockiego, a podskarbi był naówczas marszałkiem trybunalskim. Sprawa Żyda pratolińskiego z Żydami terespolskimi stała się sprawą pana Potockiego z Flemingiem. Roszczono pretensje za drzewo przeszło czterdzieści tysięcy zło-