Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan na czterech chłopach.djvu/114

Ta strona została uwierzytelniona.

skarbi, przez kogoś zapewne nabechtany przeciw mnie, zupełnie mnie z łask wypuścił. Tylko co nie widać jak i dzierżawę stracę, i każą mi może ztąd iść precz — co wówczas mam poczynać?
Panna Anna spojrzała nań.
— Waćpan wiesz, że stałym umysłem z przeciwnościami walczyć potrzeba. Więcej mu nie powiem. Losy się zmieniają, ludzie nie powinni odmieniać.
— Tymczasem panna podstolanka zapomnisz o mnie! — odezwał się cześnikiewicz.
— Nie czyń mi pan tej krzywdy, byś o mnie wątpił, — rzekła panna z powagą, — ja mu słowa danego dotrzymam!
Uspokoiło to nieco cześnikowicza, a obawy okazały się nieusprawiedliwione, Sobka nie odprawiono, nadto był potrzebny. Postradał tylko dawne zaufanie, i został w cieniu.
Już się i wesele w Wołczynie odbywać się mające przybliżało, do którego ogromne czyniono przygotowania, gdy znowu nagle przysłano od księżny kanclerzyny po podstolankę. Ne ten raz strach już nie żartem owładnął cześnikowiczem, nastraszyła się i panna, bo pani Żuchowska szepnęła jej poufnie, że o Sosnowskim dla niej była mowa.
Gdy dowiedziawszy się o tem, przybiegł pan Felicjan do pałacu, zastał podstolankę z twarzą zarumienioną mocno, poruszoną i widocznie niespokojną. Sama się ku niemu zbliżyć starała.
— Wiozą mnie do Wołczyna — odezwała się, — a mam wiadomość, że nie bez celu. Kanclerzyna, dobrodziejka i opiekunka moja, ma dla mnie projekta, lecz nie wie wcale o inklinacji serca mego. Mężnie