Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan na czterech chłopach.djvu/115

Ta strona została uwierzytelniona.

więc stanąć muszę, i wszystko jej wyznać. Życzy mi dobrze, jest i była dla mnie drugą matką, nie wątpię, że ją skruszę.
— A jeśli się nie da skłonić?
— To i za nikogo innego nie wyjdę, a czekać będę na waćpana, — dodała spokojnie podstolanka. Możesz waćpan pewien tego być, i gdyby przeciwne chodziły wieści, proszę im nie dawać wiary.
Wyjechała podstolanka, a tym razem nawet już jej przeprowadzać nie mógł cześnikowicz. Gdy do Wołczyna przybyła, ledwie jej dając odetchnąć, księżna kanclerzyna wzięła do swojego gabinetu. Była to pani surowa, pobożna, i niepobłażająca dla młodzieży, ale serca dobrego.
— Kazałam waćpannie przyjeżdżać — rzekła do Anusi, — bo mam dla niej plantę maryażu, która jej szczęście zapewnić może. Kawaler jest ze wszech miar przyzwoity i ma nadzieję wielkiej krescytywy. Jest to pan Sosnowski, którego tu już widziałaś.
Usłyszawszy ten wyrok, podstolanka do nóg się rzuciła opiekunce.
— Byłaś mi pani opiekunką i matką, odezwała się, — wiem, że życzysz szczęścia mojego: nie zmuszaj mnie pani do tego, ani do żadnego maryażu — ja, ja, — nie mogę...
Tu się jej łzy rzuciły.
Pani kanclerzyna mocno się oburzyła.
— Waćpanna nie masz prawa dysponowania sobą lekkomyślnie, — rzekła gniewnie. Zapewne jakieś amory w Terespolu i bałamuctwo głowę jej zawróciło.
Zmuszona naleganiem księżny, panna Anna wyznała jej wszystko, nie tając, iż słowo dała.