Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan na czterech chłopach.djvu/117

Ta strona została uwierzytelniona.

mam, — przerwała panna Anna, — lecz do małżeństwa więcej się wymaga, niż obojętności.
Zbyty tak Sosnowski, poskarżył się nazajutrz kanclerzynie, ta znowu srodze napadła na wychowankę, lecz ani grozą ani namową nie mogąc jej złamać, w końcu zapowiedziała uroczyście, że na żaden inny maryaż nie zezwoli.
— Zostań waćpanna na koszu, jeśli chcesz, mnie to wszystko jedno.
Napisano o tem do Terespola, wywiadując się o tego amanta, który serce panny Anny ująć sobie potrafił, i czyniąc wyrzuty, że na dworze podskarbiego taką dawaną dziewczętom swobodę, iż zawiązywały romanse. Doszły skargi do podskarbiego, już źle dla Sobka usposobionego. Fleming zawsze szparki, na oczy nie dopuszczając nawet Sobka, Morochowskiemu wydał rozkaz, ażeby pan na czterech chłopach ze dworu precz jechał natychmiast.
Ze smutną twarzą wrócił z pałacu pan Morochowski.
— Złą mam dla waćpana nowinę, do kaduka! — rzekł, — a choć nie tracę nadziei, że się to zmieni i podskarbi waćpanu wróci łaskę swą, tymczasem kazano mi waćpana natychmiast ztąd wyprawić.
— Jak to? i nawet bez pożegnania pana podskarbiego? — zawołał Sobek.
— Znasz go acan, szparki jest i gniewliwy, lepiej jest, żebyś mu się już nie pokazywał. Ruszaj do Kaplonosów i siedź cicho.
Nie wytrzymał Sobek, by odjeżdżając długim listem nie pożegnać podskarbiego, lecz praca to była