Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan na czterech chłopach.djvu/14

Ta strona została uwierzytelniona.

małemi nie wiedzieć co było poczynać, wołano Niemowy, — najlepsza z niego niańka była.
Dworu tedy całego więcej nad to, co się powiedziało, nie miał cześnik, a i te dusze czasem wyżywić mu było trudno; bo Grzymała, choć głód pięknie znosił, gdy się do misy dorwał, tylko było patrzeć a dziwować się. — Niemowa żarł strasznie, — sierotka Pryska, małe dziewczę, chude jak szczapa, całyby dzień była gębą ruszała, byle miała co złasować. Za to Motruna więcej pościła za duszyczki swe różne, i za grzechy stare, niż jadła, a cześnik póki żył, lada czem się obchodził.
Po śmierci jego i ubogim pogrzebie, gdy się pan Felicyan znalazł sam w Trzcieńcu z Grzymałą, na prawdę nie wiedział co poczynać. Wyprzedać się, gospodarzyć, puścić komu ziemię, a samemu szczęścia szukać, wojskowo służyć, do kancellarji wstąpić, dworskiego chleba próbować, wszystko miał do wyboru, ale do niczego bardzo go serce nie ciągnęło, Ojciec dopóki żył, o nic tak nie stał jak o wychowanie syna, ostatki oddawał, aby go w szkołach popędzać, a że chłopiec był zdolny, głowę miał otwartą i umysł bystry, więcej z niego zrobili Ojcowie Jezuici niż z drugich. W szkołach też z różnymi się i zamożniejszymi paniczami poznał, lubili go wszyscy.
Statku w nim było nad wiek, bo choć sobie ośmnaście lat liczył, drugi go i we dwudziestu kilku tyle nie ma. Pau Bóg go sowicie ze wszech miar wyposażył, bo pokaźny, zręczny i szlachetnego oblicza był tak, że gdyby nie odzież uboga, często połatana, wziąćby go było łatwo za senatorskie dziecię. A obyczajnym też, skromnym i akkomodującym się być