Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan na czterech chłopach.djvu/149

Ta strona została uwierzytelniona.

spola żadna wieść nie przyszła. Trzeciej niedzieli z Kaplonosów posłaniec przywiózł list od Morochowskiego, oznajmujący, że podskarbianka była najlepszych intencji, ale z ks. kanclerzyną nie było nawet mówić sposobu.
— „Ja jej tam za jakiegoś szlachetkę, co nawet wsi porządnej nie ma jednej, nie wydam. Byłaby nieszczęśliwą. Dwór słyszę w ruderach, nie ma jej gdzie zaprowadzić...“ Tak mówiła ks. kanclerzyna.
Radzono czekać i mieć cierpliwość, co i bez rady czynił Sobek; powzdychali — Grzymała się dąsał.
Znudzony p. Felicjan począł nareszcie myśleć o dzierżawie, i ruszył do Sapiehów. Tu do samego pana nie sposób się było docisnąć, a pośredników smarować było potrzeba i zabiegi czynić, kłaniać się, do czego p. Felicjan zdolnym się nie czuł. W Kodeńszczyźnie, co było do wzięcia, już klienci książęcy porozchwytywali, reszta nie inaczej się dawała utargować jak z grubem przypożyczeniem. Na toby funduszu nie stało.
Więc znowu grzebało się w Trzcieńcu dalej.
Wśród tej ciszy głuchej, doszła tu wieść o świetnem weselu podskarbianki, które się odbyło w Wołczynie. Hetman Radziwiłł, choć był na bakier z kanclerzem i Czartoryskimi, wziął na siebie dostarczenie zwierzyny; więc po lasach Radziwiłłowskich tak hukano i strzelano, że aż w Trzcieńcu słychać było.
Po weselu, których razem się dwa odprawiło, bo z rana Ogiński incognito wziął ślub z podkanclerzyną, a wieczorem uroczyste nastąpiło zaślubienie podskarbianki, Sobek trochę miał nadziei, że wojewodzicowa ruska może za nim przemówi; — ale tygodnie i miesią-