— Cztery chłopy a fumy szlacheckie jak na stu chatach! Polski szlachcic!
Antonowicz, który też miał prawo do tego tytułu, trochę się skrzywił, a Fleming rozśmiał. Jakby dla uczynienia dywersyi, wszedł jeden ze sług pana podskarbiego, i spytał, czy puzderko z winem i wódką, które cudem się w powozie znalazło, ma dobyć? Za nim tuż kroczący Grzymała, nie czekając odpowiedzi pana, odezwał się głośno:
— A pewnie, bo u nas oprócz wody i bardzo śmierdzącej kotłówki, nie ma nic.
Rozłożył ręce. Fleming skinął na sługę, i Antoniewiczowi ręką pokazał, że pić co nie ma, ale jest duma szlachecka.
Poszli więc po puzderko.
Nim w kuchni jadło przygotowano, Fleming z gniewu i złego humoru szczęśliwie ochłonął. Rozglądał się po izbie i ubogich sprzętach, zdając się dziwić, że tu ludzie żyć mogli. Antoniewicz stał oparty o stół, siąść nie śmiejąc w obliczu pana.
Naprzeciwko Motruna z Pryską warzyły jaja, zniosłszy co najświeższych z pół kopy, lecz nie umiały ich inaczej zgotować tylko po szlachecku, to jest na twardo. Dodano kiełbasę wędzoną, masło solone z faski, chleb razowy i — kwaszone ogórki, nieunikniony przysmak, każdej przekąsce towarzyszący.
Wszystko to pan Felicjan przy pomocy Grzymały, gdyż bosonoga Pryska, w czarnej koszuli na żaden sposób nie mogła i nie chciała wystąpić, — zanieśli do izby. Nakryli grubym obrusikiem stół, i pan Antoniewicz popatrzawszy na śniadanie, puzderko otworzył. Pił tedy najprzód pan podskarbi, potem
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan na czterech chłopach.djvu/32
Ta strona została uwierzytelniona.