Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan na czterech chłopach.djvu/38

Ta strona została uwierzytelniona.

tego i owego wytłómaczyć; zamiast czterech chat przynajmniej o piętnastu legitime dawało się mówić, bo niemal po tylu pustki stały odłogiem na piaskach; na ostatek i to miał za złe wychowańcowi, że się na pokorę nie zdobył, niżej nie kłaniał i nie dziękował za obietnicę promowania. Lecz Feliś był po młodemu hardą duszą, i na tej polityce, która kłamać i kłaniać się każe, wcale się jeszcze nie znał; uściskał Grzymałę.
— Daj mi ty pokój stary — rzekł, — ja sobie z tych łask podskarbiego nic nie czynię. Będę albo i nie będę z nich korzystał, pojadę albo i nie pojadę, a zajrzawszy do Terespola, jak mi się tam nie podoba, czmychnę nazad, że tyle mnie i widzieli.
Zniecierpliwił się stary pan Adam.
— Jam sługa — rzekł, — ale mi ojciec opiekę zdał nad tobą; otóż ci powiadam, że pojedziesz do Terespola, i musisz tam pobyć. Dosyć biedy zaznaliśmy, kiedy się można z niej dobyć, a okazję sam Pan Bóg daje, kiepby był, ktoby nie korzystał.
Feliś zamilkł, bo starego niemal jak ojca nawykł był słuchać i szanować.
Niebawem więc, nie dając projektowi zastygać, zaczął Grzymała sztyftować wszystko do podróży. A było o czem myśleć, bo począwszy od konia do czapki, musiano każdą rzecz obejrzeć, ocenić i wyłatać. Felicjan wedle swojego humoru, nie chciał się wcale z ubóztwem kryć i wysadzać nad siłę; Grzymale, który powtarzał, że jak cię widzą tak piszą, szło o to, aby wychowaniec choć skromnie, ale porządnie na dworze pańskim się pokazał, bo tam o śmie-