Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan na czterech chłopach.djvu/50

Ta strona została uwierzytelniona.

Pokręcił głową Paszkowski.
— Z tymi panami bieda, bo i nie potrzebować ich trudno, i odstać niebezpiecznie. Jedno tam w Terespolu jest, czego waćpanu zazdrościć można, (tu się uśmiechnął): pięknych pań i panienek dostatek. Przy córce podskarbiego panien szlacheckich, fraucymeru dobranego, jak kwiatków bez liku. Jest w czem wybierać!
— Dla mnie na to jeszcze nie pora! — odezwał się Sobek, — wolę nie patrzeć na nie i oczu sobie nie psuć.
— A to żebyś chciał, nie potrafisz! — począł Paszkowski. Daremna rzecz robić się indyfferentnym kiedy się jest młodym. Wiek ma prawa swoje.
Gwarzyli tak, jadąc po drodze, o terespolskim dworze, dla którego młody Paszkowski nie miał wielkiego nabożeństwa.
Dura lex dla nas młodzieży — rzekł w ostatku, — iż inaczej się żaden nie wydźwignie, tylko pańskiej trzymając się klamki. Nowicyat to ciężki, choć nieodzowny, a kto go nie przebył, pleców nie ma, do niczego nigdy się nie dogrzebie. Jedni Radziwiłłów, drudzy Czartoryskich, ci partyi dworskiej, inni przeciwnej czepiać się muszą, boby inaczej ani do urzędu, ani do mienia, ani do ożenku dobrego nie doszli. — Pan swata, pan kłóci i godzi, wyposaża, a gdy mu się człek narazi, życie niepewne... ale u nas na tem świat stoi.
Ukazał się też wreszcie Terespol, który cale inaczej naówczas wyglądał, niż wszystkie miasta i miasteczka w Koronie. Naprzód, że cały niemal nowy był jak z igły, powtóre że dworki jego, domy, kamieniczki, rezydencya, kościół świeżuteńko, schludno, z niemiecka jakoś się prezentowały. Gdyby pudełka