Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan na czterech chłopach.djvu/51

Ta strona została uwierzytelniona.

papierowe, stały dworki w ogródkach, wszystkie do siebie podobne, skromne, nieobszerne, szeroką obejmując ulicę. Gdzieniegdzie posadzone świeżo drzewka do kołków poprzywiązywane, także cudzoziemski pozór mu nadawały. Architektura kościoła i pałacu cale nie była wykwintna, bo choć dziedzic bogactwem słynął, na piękny pozór się nie silił, więcej dbając o czystość i porządek.
Z dala nad Błotkowem tem, na Terespol świeżo przechrzczonem, po za Bugiem i mostem widać było Brześć stary i mury kościołów jego: Jezuitów, Augustyanów, Bernardynów, Dominikanów. — Paszkowski, który do Brześcia na noc dążył, pożegnał tu Sobka, bo temu na rękę było Antoniewicza doczekać i pod jego opieką dostać się na dwór podskarbiego.
Od podskarbiego się dowiedziawszy, że znaczniejsza część dworu Fleminga z Niemców Sasów się składała, których on języka nie rozumiał, rad był szwargotania z nimi uniknąć. Tymczasem mecenasa, mającego po drodze różnych okazyj mnóstwo, jak nie widać było tak nie widać.
Felicyan z konia zsiadłszy i nad drogą sobie znalazłszy kamień, na którym mógł przysiąść, gniademu dał skubać trawę, a sam zdala mieścinie się przypatrywał. Ale godziny upływały, a mecenasa próżno czekał.
Już się tedy rozmyślał, czyby nie lepiej było zamiast tu bąki zbijać, wprost do pana Morochowskiego jechać i meldować mu się, gdy na drodze od miasteczka ukazał się widok, który go tak zajął, że o Antoniewiczu zapomniał.
Był to piękny dzień majowy, a wieczór ciepły,