Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan na czterech chłopach.djvu/74

Ta strona została uwierzytelniona.

dwadzieścia złotych został nabyty tak, że osimdziesiąt można było na inne dłużki obrócić.
Dopiero mohorycz zapijając, gdy już wszystko było skończone, przyznał się stary filut Żydowi, że konia na świecie nie ma. Cmoknął dawny jego właściciel, ale co z woza spadło, to i przepadło.
W nocy Grzymała wrócił do Trzcieńca, wesół, rad, i buchnął na swoje listne łoże jak stał, nawet się nie rozbierając. Chciał co najprędzej Sobka nazad do Terespola odprawić.
— Widzisz — odezwał się, nazajutrz do niego przyszedłszy rano, — nie ma jak panom służyć i klamki się trzymać. Długo ci to czasu było trzeba, a to dwieście złotych jak lodu, i koń taki wspaniały, że choć pod królewicza. Już to maść jak maść, dla oka mogłaby być okazalsza, ale takich dzikich maści bywają najtęższe konie, niezjeżdżone.
Sobek nic nie opatrując w Trzcieńcu, choć mu wszystko chciał pokazywać Grzymała i koniecznie męczył, aby z nim chodził po kątach, po śniadaniu się wybrał nazad do Terespola. Wolał mieć czasu więcej, aby konia oszczędzić i kłusem nie jechać, bo Myszka trząsł okrutnie.
Znów tedy dwór był na nogach, i Feliś oczyma powiódłszy po swem ubogiem dziedzictwie, ucałowawszy Adama zapłakanego, ruszył do Terespola.
W niedzielę przed ranną mszą już tam był i do kościoła się stawił, sądząc, że tu się podskarbiemu zaprezentuje.
Na prawdę jednak Fleming, który jak król August II, z protestanta katolikiem został, był nim tylko z imienia. Dla ożenienia z Czartoryską jedną i dru-