gą, wyrzekł się swego luterstwa, ale w sercu religii żadnej nie miał. To mu też nie jednało szlachty, która go widywała w kościele obojętnym i wielce się tem gorszyła. Niemieckie nazwisko, tytuł cudzoziemski i jawne niedowiarstwo obcym go czyniły. I tej niedzieli nie ukazał się Fleming na mszy, ale za to Sobek miał przyjemność widzieć wchodzący i wychodzący cały fraucymer pałacowy. Znowu się przed nim przesunęła w kruchcie ta piękna jasnowłosa Anusia Sieniawska, którą w sercu za najśliczniejszą miał w świecie. Nawet urocza piękność podskarbianki nad wiek swój już wdzięczącej się, zalotnej, uśmiechającej, gasła w jego oczach przy Anusi.
I tego dnia był tak szczęśliwy, że przechodząca dzieweczka, zbliżywszy się ku niemu, podniosła główkę, wlepiła oczy w stojącego jak słup, zmieszanego Felicjana, długo je na nim zatrzymała ciekawa, i półuśmieszek blady, smutny, prześliznął się po jej ustach.
Sobkowi się zdało, że mu się ten uśmiech chyba przywidzieć musiał, a miał on jednak znaczenie. W rozmowie z Wyrzykowskim Felicjan zdradził się niechcący z wrażeniem, jakie na nim Anusia uczyniła, pan Ksawery codzień pod płotem czatujący na pannę Tymanównę, podobno jej coś o tem nadmienił, a starościanka Sieniawska kawalerem nieznajomym, który się w niej zakochał, prześladować zaczęła.
Niewinna Anusia tym razem chciała się choć przypatrzyć lepiej temu, którego jej narzucano. I wydał się jej bardzo przystojnym, może nawet coś więcej nad to. Szlachetna postać, męzkie rysy, jakaś duma w wejrzeniu i swoboda, podobały się dzieweczce.
A że między pannami fraucymeru tajemnica się
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan na czterech chłopach.djvu/75
Ta strona została uwierzytelniona.