Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan na czterech chłopach.djvu/79

Ta strona została uwierzytelniona.

popatrzała Sobkowi, któremu nadto drogie było to spojrzenie, ażeby chciał go uniknąć. Tak naprzód poznali się tą niemą wejrzeń zamianą.
W następnym zwrocie gry Anusia, na przekorę tym, co ją prześladowały, sama wybrała pana Felicjana. Przybyło mu odwagi, zuchowstwa i wesołości, i już potem uczuł się jak w domu, nie obawiając wcale.
Do tańca tylko nie poszedł, bo go nie umiał i chciał mu się przypatrzeć wprzódy. Tu pan Bichon dokazywał cudów, a czując się w swym elemencie, popisywał się z baletniczemi sztukami, którym starsze panie dawały oklaski. Pełen próżności mistrz tańca doskonale był śmieszny, i Sobkowi wydało się, że mężczyzna w tych skokach powagę całą tracił, — lecz inni nie mogli mu się wydziwić.
Podskarbianka pod jego wodzą wykonała cudnie parę tańców solowych, z nadzwyczajnym wdziękiem i swobodą. Dzieweczce było to tak właściwe, iż się tem zachwycać było można, gdy obok niej Bichon wydawał się niemal jarmarcznym pajacem.
Sobek oparłszy się o ścianę stał, gdy panna Anna podała mu rękę do tańca.
— Niech mi pani daruje — rzekł kłaniając się, — otwarcie powiem, że nie umiem tańcować, a panna podstolanka lepszego niż ja warta towarzysza do tańca.
Dziewczę spojrzało mu bystro w oczy i rzekło żywo:
— To się pan naucz tańcować, ja poczekam!
Dziecinna ta grzeczność Anusi, która istotnie, nikogo już nie biorąc, siadła w kątku i patrzała,