Zbliżał się sejmik brzeski, przygotowania do niego wkrótce całego Fleminga pochłonęły, miała też do czynienia kancellarja. Że Sobek dosyć znał (przez ojca) stosunki w okolicy i pojętnym był, nieustannie go tu i owdzie posyłano, osobliwie tam, gdzie pisać się i nie chciało i nie było bezpiecznie, a z ustnem poleceniem poufnem trzeba było dobierać roztropnego i wiary godnego człowieka.
W tych sprawach użyty w początkach na próbę, okazał się Felicjan tak rozważnym, nad wiek swój pomiarkowanym i zręcznym, że podskarbi, gdy tylko coś delikatniejszego było do traktowania, kazał zaraz przywołać — szlachcica na czterech chłopach.
Przezwisko to żartobliwe już się Sobkowi zostało, za co się nie gniewał, bo pysznym nie był, ani się za innego chciał przedawać, niż go Bóg stworzył.
Rósł tem w łaskach u pana podskarbiego, który choć hojnym nie był, obiecywał mu krescytywę, i coraz nowemi zachęcał do pracy gratyfikacjami. Chociaż liczył się zawsze przy sekretarzu Morochowskim i kancellarji, w istocie częściej był na Myszce pan Felicjan niż u stolika. Dawano mu na ucho instrukcje, ruszał to do Buchowieckich, to do Paszkowskich, to ze słowem jakiem do Bystrego, do Linowej, to do Antoniewicza, to za Bug między szlachtę.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan na czterech chłopach.djvu/82
Ta strona została uwierzytelniona.